środa, 13 czerwca 2012

Rozdział II

Nie sądziłam, że na lotnisku może być tak pięknie. Było tu tyle ludzi .. Każdy miał swój cel. Może jednak LA nie różni się tak bardzo od Nowego Jorku ? Gdy to pomyślałam od razu zmieniłam zdanie. Przyjechała taksówka. I to nie żółta. Jestem tu od jakiś 5 minut, a już mam dosyć. No cóż nie zawsze wszystko jest takie jak się chce. Muszę się pogodzić, że w najbliższym czasie nie zobaczę żółtej taksówki. Wsiadłam więc do taksówki. W sumie też była ładna, był to czarny mercedes 124. Kochałam ten model mercedesa. Muszę przyznać, że LA zyskało u mnie małego plusika. Boję się strarcia z nowymi osobami oraz miejscem zamieszkania. Nie lubię zmian. Nawet jeśli to zmniany na lepsze. Postanowiłam nie myśleć o tym co będzie, tylko cieszyć się beztroską chwilą.

Byłam pod internatem. Cały czas wydawało mi się jakbym czegoś zapomniała .. No cóż, może za chwilę mi się przypomni. Budynek internatu jak i szkoły był lawendowy. Całym sercem kochałam ten kolor. Przypominał mi on o dawnych latach. Tych dobrych. Spędzonych z moją mamą. Tylko z nią. Kiedy byłam mała i moja mama mnie odbierała ze szkoły szłyśmy na spacer. Na pole lawendy. Moja mama zbierała tam liście lawendy, by potem je wysuszyć i zrobić z nich zapachy do domu. A ja się bawiłam. Aż poczułam zapach lawendy .. Jak tak teraz myślę, to moja matka nie tylko zapachy robiła z lawendy. Były to też składniki do czarów. Pochodzę z plemienia indiańskiego. Kobiety z naszego plemienia miały bliski kontakt z naturą, a każda z nich otrzymywała swoją roślinę. Rośliną mojej mamy była właśnie lawenda. Oczywiście moja mama już nie czaruje i nie robi podobnego typu rzeczy. Gdy jest z Gerrym wszystko się zmieniło. On nią steruje. Nie pozwala jej podjąć najmniejszej decyzji chociażby o zmianie koloru włosów. To naprawdę dziwne i straroświeckie. Rozumiem, że kiedyś kobiety traktowało się jak własność, ale mamy XXI wiek. Więc do pomarańczowych pomarańczy wszystko się zmienia. Cholercia muszę przestać myśleć o nich. Skupię się na tym, że stoję zupełnie sama przed budynkiem mojego nowego domu w zupełnie obcym mi mieście. Jak na zawołanie drzwi się uchyliły i wyjżała z nich brunetka. Była niby normalna, ale coś z niej promieniowało .. Nie umiem tego sprecyzować.
- Jesteś Zoey Flick prawda ? - Miło było usłyszeć SWOJE nazwisko. Tak, naprawdę było ono moje. Moja mama jest teraz Sarah Silver. A ja mam nazwisko po moim prawdziwym ojcu.
- Tak to ja. - Powiedziałam tylko tyle, bo nie byłam pewna wytrzymałości mojego głosu.
- Zapraszam do środka. - Powiedziała kobieta której imienia nie znam. - Ah, gdzie moje maniery jestem Veronica Bird.

W środku było pięknie. W sumie czego innego mogłam spodziewać się po LA. Teraz szłam do mojego pokoju. Veronica pokazała mi do niego drogę. Mam nadzieję, że się nie zgubię, jest to ogromny budynek. Gdy tak szłam usłyszałam .. jęki. Tak jęki. Na początku nie wiedziałam o co chodzi, ale jak teraz o tym myślę to było oczywiste co te osoby robią. Zakradłam się do zaółka z którego dochodziły te dźwięki. Było tam ciemno więc przeciętny człowiek nic nie widział. Dobrze, że jestem tym kim jestem. Była tam kobieta oraz facet. Zawsze myślałam, że to facet może zgwałcić kobietę. W tym przypadku było inaczej. Kobieta triumfowała. Usłyszałam stłumiony jęk faceta. Widać, że mu się to nie podobało, ale chyba jednak nie przeszkadzało na tyle by ją odrzucił. Myślałam, że mnie nie widzą, ale tak nie było.
- A ty na co się gapisz ? - powiedziała kobieta. Byłam przekonana, że chodzi o mnie. Poczułam jak moge ciało przeszywa dreszcz. Po chwili jednak mogłam się uspokoić. Naszczęście się myliłam. - Nie słyszałeś do cholery ? Sierdzielaj ! - Wolałam nie kusić losu więc jak tylko się dało najciszej oddaliłam się od tego korytarza.
Szłam tak sobie korytarzem, gdy usłyszałam miauczenie. Ciekawe skąd się wzieło .. W sumie to nie trudno zgadnąć. Przecież tylko koty miauczą. Brawo, moja bryskotliwość powala. Spojrzałam na podłogę i ujrzałam prześlicznego kotka. Podniosłam go, by w świetle lamp, które swoją drogą były świetne, ponieważ nie raniły moich oczu jak to miały w zwyczaju ludzkie lampy, móc obejrzeć kociaka. Był lub raczej była, choć nie wiem na pewno, i chyba nie chcę sprawdzać .. koloru czarnego. Nie była cała czarna miała takie jakby skarpetki, oczywiście z futerka koloru białego na wszystkich łapkach. Była prześliczna.
- Weź ją. - Wzdrygnełam się. Nie byłam przygotowana na obecność innych. Oh, to Veronica. - Przepraszam Zoey. Nie chciałam cię przestraszyć.
- W porządku. - Sztucznie, aczkolwiem mam nadzieję, że autentycznie uśmiechnełam się. - Skąd się tu wzieła ? - Skinieniem głowy pokazałam na kciaka.
- W naszym domu, jest pełno kotów. Wybierają nas. Od dziś jest twoja.
- Ale nie wiem czy powinnam ..
- Właściwie to nie masz wyboru. Koty nas wybierają, wbrew tego czy je chcemy czy nie. A to mój kot. Baltazar. Wybrał mnie na swoją opiekunkę dopiero rok temu. Dziwne, że ciebie ta prześliczna kotka wybrała twojego pierwszego dnia. - Ha ! Czyli miałam rację, to ona ! Tak. Mam dar. - Tak, to zdecysowanie kotka. Mam dar komunikacji ze zwierzętami.

Właśnie stałam przed dzwiami do mojego nowego pokoju. Veronica mówiła mi, że będę mieć lokatorkę, więc stresuję się podwujnie. A co jeśli mnie nie polubi, bo ... jestem tym kim jestem ? W sumie to, to jest dom dla takich jak ja, więc jesli chodzi o to jakiego gatunku jestem to chyba nie muszę się martwić. Muszę się zmusić i zapukać. W końcu nie spędzę dnia na staniu przed drzwiami.
Zapukałam. Otworzyła mi drobna blondynka o niebieskich tęczówkach. Nie takich zwykłych zresztą, miałam wrażenie, że są koloru nieba ..
- Cześć jestem Lucy. Wchodź. - Wciągneła mnie do wnętrza pokoju. Znajdował się on w źeńskiej części internatu. Tak są tu też faceci .. Ja po ostatnich doświadczeniach chyba sobie odpuszę ich na jakiś czas, góra na zawsze. Lucy wydawała się sympatyczna. Od razu ją polubiłam. Można powiedzieć, że jest to przyjaźń od pierwszego wejrzenia. - Na pewno jesteś zmęczona po podróży. Jeśli chcesz się odświerzyć to tam jest łazienka.
- O, dzięki. - I pobiegłam do łazienki wraz z moją torebką w której miałam kosmetyczkę. Gdy zobaczyłam swoje odbicie w lustrze, omal nie zeszłam na zawał. Moje zawsze czarne proste włosy sięgające za ramiona były całkowicie potarganie, a makijaż rozmazany. Postanowiłam więc nie tracić więcej czasu i odświerzyłam się.
- Za chwilę kolacja. - O nie ! A co właściwie się tu je ? Jakoś nie mam ochoty na krew .. Brry. Na samą myśl mi nie dobrze. Usłyszałam śmiech, oczywiście należał do Lucy. - Chyba nie myślisz, że pijemy krew ? A może jednak myślisz. - I ponownie się roześmiała, a ja do niej dołączyłam. - Jest tu tak samo jak w domu. Jeśli chcesz możesz usiąść przy tym samym stoliku co ja i moi znajomi.
- Um, wolałabym jednak żeby nie było tu jak w domu .. - Wymieniłyśmy porozumiewawcze spojrzenia. - Dziękuję, za propozycję chętnie z niej skorzystam.

Stołówka, bo tam właśnie jemy nie różniła się od tych w normalnych szkołach. Było dużo stolików, które należały do poszczególnych grup elity uczniowskiej.
- To gdzie siadamy ? - Zapytałam Lucy.
- Tam - Wskazała palcem jakiś stolik. Wydaję mi się, że należał do tych normalnych osób. Czyli nie do totalnych plastików, ale też nie do kujonów. Ruszyłyśmy w stronę stolika, a po chwili zajełyśmy miejsca. - To jest Zoey, moja nowa współlokatorka.
- Cześć - Uśmiechnełam się i przywitałam ze wszystkimi. Siedziałam z Elly i Effy bliźniaczkami oraz Emili która była, lesbiją. Nie oznacza to, że była gorsza. Ja osobiście uważam, że homoseksualiści są słodcy, i podziwiam ich za odwagę w okazywaniu publicznie uczuć. Rozmawialiśmy i śmialiśmy się jak jacyś nie normalni. Nie przeszkadzało mi to, kochałam ludzi z poczuciem humoru.
- Patrzcie kto idzie - Powiedziała Effy i dyskretnie pokazała o kogo chodzi. Wskazała na chłopaka. I to nie byle jakiego. Był to wysoki brunet o kręconych włosach. Świetnym wyczuciu stylu i pięknych oczach. Zielonych, od razu przykóły moją uwagę. Brunet szedł i patrzył na moją osobę. Byłam nim tak oczarowana, że gdyby nie to co powiedziała Elly nie zorientowałabym się, że idzie w naszą stronę, a raczej w moją. Był coraz bliżej, a moje serce biło szybcie. To było dziwne.. Próbowałam odwrócić wzrok, lecz nie mogłam gdyby nie Effy ..
- Zoey ! On ma dziewczynę ! - Te kilka słów wystarczyło, bym od razu się ogarneła.
- Um, warto wiedzieć. - Chciałam o nim zapomnieć, ale nie potrafiłam. Cały czas miałam przed oczami kolor jego nie zwykłych tęczówek. Nie zaóważyłam też, że lokowaty nadal kieruje się w moją stronę. W sumie fakt, że byłam odwrócona plecami do niego mi tego nie ułatwiał.
- Dziewczyny, a raczej Zo. ON tu idzie ! - Powiedziała szeptem Lucy. Poczułam na swoim ramienu dłoń. Należącą do nikogo innego jak do lokowatego. Stał tak chwilę i się na mnie najprościej mówiąc gapił.
- Em, w czym mogę służyć ? - Powiedziałam bez większego zastanowienia.
- YY .. - Widać mój rozmówca nie do końca przemyslał po co tu przyszedł. - Mogę z Wami usiąść ? - Wymieniłyśmy szybko porozumiewawcze spojżenie z dziewczynami.
- W sumie, czemu nie. Siadaj. - Usiadł oczywiście obok mnie.
Po chwili rozmowy padło na mój temat. A właściwe na moją odmienność nawet od mojego gatunku. My, czyli wampiry - to słowo nadal nie łatwo było mi wymówić - na policzku mieliśmy charakterystyczny szafirowy kontur gwiazdy. Po ukończeniu przemiany która trwała 4 etapy które nazywano formatowaniem kontur się wypełniał. Natomiast mój .. już był wypełniony. Dzięki temu byłam stałym obiektem spojrzeń. Możliwe, ze tylko po to lokowaty się do nas dosiadł - żeby dowiedzieć się więcej o moim znaku. Właściwie to sama nic nie wiem na ten temat ..
- Słuchaj .. - Lokowaty spojrzał na mnie i nieśmiało aczkolwiek zniewalająco się uśmiechnął. To mogło oznaczać tylko jedno ... Chciał zapytać o mój znak. - Co robisz jutro wieczorem ? Masz jakieś plany bo wiesz .. Jak nie to może przejdziemy się na lody ?
- Harry ! Skarbie ty mój. A ty już z następną kręcisz ?
- Bello. Z nami koniec. To już od dawna nie miało sensu, a ty o tym wiesz już od dawna .. Nie utrudniaj mi życia.
- Pff, jesteś beszczelny. Już nie przeszkadzam, możecie się gwałcić wzrokiem. Tylko nie za głośno w nocy. Chce się wyspać. - I poszła, razem z otaczającym ją orszakiem ..
- Przepraszam. Ona tak zawsze. Powiniennem to przewidzieć. Ja już lepiej pójdę ..
- Ale ja mam czas. I nie przejmuj się nią. Nie zasłóguje na Ciebie. Przynajmniej takie jest moje zdanie. - Wyraz jego twarzy zmienił się o 180 stopni. Z przygnębionego na wesołego, może nawet szczęśliwego.
- Jutro o 20.00 ?
- Jasne.
- Przyjdę po Ciebie. To do jutra. - Uśmiechnął się tym swoim zniewalającym uśmiechem i poszedł.
- Dziewczyno - Powiedziały równo bliźniaczki. - Czy ty wiesz - Powiedziała Elly - z kim ty się umówiłaś ?! - Dokończyła Effy.
- Em, z Harrym ?
- Z Harrym ?! Z najbardziej porządanym chłopakiem tej szkoły.
- Dokładnie. Dla niego to ja bym mogła zmienić orientację - Dadała ze śmiechem Emily.

Cały czas miałam wrażenie, że skądś go kojarzę .. Olśniło mnie. To on ... Ten facet z korytarza.
________________________________
Cześć kochani ;3
3 komentrze w tym jeden usunięty, a drugi nie na temat to naprawdę duże osiągnięcie xD
Mam nadzieję, że podoba Wam się ;3
Komentujcie i klikajcie tak fajny przycisk 'obserwuj' ! ;3

Do następnego
~ Noelle xx

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz